sobota, 5 października 2013

"Marzycielka z XXI wieku"

Są takie dni w moim życiu, że nie mam ochoty na nic. Siedzę bezczynnie godzinami i nie robię „nic”. Dopada mnie chyba „ból istnienia”… I czasami myślę, że czytanie książek szkodzi. Bardzo szkodzi.

Gdybym nie czytała książek i była przeciętną Polką, która interesuje się wyłącznie swoją urodą albo kolejną „wielką miłością”, miałabym łatwiejsze życie. Kiedyś pewna osoba powiedziała, że książki bardzo ją zmieniły, dzięki nim zaczął postrzegać inaczej świat, podejmować „inne” decyzje niż przedtem. Dopiero teraz zrozumiałam to doskonale. Może i czytanie rozwija, poznajemy świat, różne poglądy, ideologie, ale przy okazji stajemy się „ponadludźmi”, bowiem postrzegamy siebie jako lepszych od tych nie-czytających. Wmawiamy sobie: „Jeżeli JA czytam a TY nie, to JA jestem lepszy od CIEBIE”.

Każdy kto zaprzeczy to okłamuje siebie jeszcze bardziej. Możesz mówić nie, możesz temu zaprzeczać, ile tylko chcesz, ale kiedy spotkasz osobę „nie-czytającą” i zaczniesz z nią rozmawiać, dowiesz się, że nie czyta ona nic poza wpisami na fejsbóku, kwejku czy innej stronie, to uznasz się podświadomie za lepszego. Nie ważne, że czytujesz wyłącznie fantastykę, powieści historyczne, romanse czy poezję. Tak po prostu jest.

           
Jednak nie chodzi mi o podział na „ponadludzi” czy „nie-czytających”. Ja dochodzę do zupełnie innego wniosku. Otóż chciałabym cofnąć się w czasie i nigdy nie zakochać się w książkach, prowadzić normalne i „szare” życie. Być zwykłą osobą, która mogłaby normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Przestać w końcu siedzieć z głową w chmurach, nie myśleć o sobie, że jestem „ponad”.
            
Przez książki stałam się cholerną marzycielką. Zaczęłam żyć w jakimś popierdolonym, idealnym świecie w mojej głowie. Zaczęłam żyć urojeniami, które poznałam dzięki książkom. Jak tylko wrócę do normalnego życia, spadnę ze swojej idealnej chmurki na dupsko to dostrzegam szarą rzeczywistość, a wtedy jestem rozczarowana, że w tym świecie nie ma miejsca na magię, wielką miłość czy smoki, kosmitów i elfów. Jestem nawet tak chora psychicznie, że chciałabym „rycerza na białym koniu” albo chociaż dostać list z Hogwartu…
            
Nie widzę już siebie w normalnym świecie. Jak tylko muszę zostać w prawdziwym świecie to cierpię. Czuję się źle, chcę mi się wyć i płakać. Ja zaczęłam żyć i żywić się chorymi, fantastycznymi wyobrażeniami. Zapadłam na ciężką i nieuleczalną chorobę – stałam się Marzycielką z XXI wieku, która jak patrzy na niebo to widzi smoki, jak wejdzie do lasu to myśli, że spotka wilkołaka a jak zostaje w domu przy laptopie to uważa, że ten zamieni się w jakiegoś Deceptikona.
            
Tak. Czasami chciałabym być normalną dwudziestolatką, której największym problemem by było, co dzisiaj na siebie ubrać.
            
Ale tylko czasami…
            
Bo dla możliwości przebywania w „innym wymiarze”, mogę czasami spaść z mojej prywatnej chmurki pełnej magii i innych dziwnych rzeczy, żeby przez chwilę pocierpieć i wrócić tam, i dalej być Marzycielką z XXI wieku. 

2 komentarze :

  1. Wiesz co... powiem Ci, że jesteś całkiem, ale to całkiem zdrowa... Bo... no przecież elfy istnieją! I smoki! Kto to widział, żeby nie wierzyć w smoki! :-)
    Zatem wszystko z Tobą w porządku... I cieszę się, że jest nas więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też się dziwię, że ludzie nie chcą wierzyć w smoki! ;) I również cieszę się, że Marzycieli jest więcej ;)

      Usuń

Uprasza się o zachowanie kultury i nie obrażanie innych komentujących czy samej autorki. Krytyka mile widziana.
Jeżeli w jakikolwiek sposób komentarz będzie naruszał powyższe zasady zostanie usunięty.
Dziękuję za odwiedziny :).