Opinie dotyczące „Olvido znaczy zapomnienie” Marii Duenas są
podzielone – jedni oceniają tę pozycję bardzo wysoko, drudzy natomiast uważają, że jest to powieść bardzo
przeciętna. Ja zaliczam się do tej drugiej grupy…
Mogłabym, naprawdę mogłabym streścić tę książkę w paru zdaniach
i zaoszczędzić Waszego cennego czasu na czytanie „Olvido…”. Ale po co?
Wystarczy, że napiszę: Ta książka była cholernie nudna, choć momentami miała
przebłyski. Nie oznacza to, że Maria Duenas źle ją napisała – po prostu
historia sama w sobie była nudna… Autorka na siłę tworzyła powieść o „czymś”, a
wyszło jak wyszło – czyli dosłownie o niczym. Jednak przemęczyłam się, bo
zobowiązałam się do przeczytania tej pozycji.
Jedynie, co podobało mi się w „Olvido znaczy zapomnienie” to
styl autorki – lekki, przyjemny w odbiorze, bardzo płynny. Jedyne zastrzeżenie
mam do tego, że momentami Duenas zamiast przedstawić rozmowę pomiędzy
bohaterami, to wplotła ją w narrację. Nie wiem, czemu miał służyć ten zabieg,
ja jedynie przez to bardziej zniechęciłam się do tej powieści…
Cała reszta w tej książce była bardzo przeciętna. Jak
wspominałam na początku, historia nie porywała – miła przebłyski i okazywała
się znacznie ciekawsza, kiedy akcja rozgrywała się w Hiszpanii i żałuję, że
autorka nie pokusiła się, aby stworzyć historię wyłącznie o Andreasie Fontanie
czy Danielu Carterze. Jednak myślę, że kobiety nie potrafią (nie zawsze!)
stworzyć powieści bez miłosnej historii – szczęśliwej czy tej mniej
szczęśliwej.
Może i „Olvido znaczy zapomnienie” byłoby znacznie lepsze,
gdyby akcja szybciej się rozkręciła – a nie pięćdziesiąt stron przed końcem
książki. Powieść też pod względem bohaterów nie porywała – Duenas wykreowała
mdłych, nijakich i bezbarwnych bohaterów, którzy nie wyróżniali się niczym
szczególnym.
Na koniec nie napiszę czy polecam, bo to chyba oczywiste.
Chyba, że ktoś naprawdę jest masochistą albo lubi książki o niczym, bo nic
absolutnie nie wynika z tej powieści po przeczytaniu – a właściwie wynika tyle,
że trzeba radzić sobie z przeszłością iść na przód, ale o takich mądrościach
życiowych wie każdy. A jeżeli nie wie, to już wie ode mnie.
Jeszcze jedno! Dobrym chwytem marketingowym okazuje się
stwierdzenie, że: „Maria Duenas nazywana jest Carlosem Zafonem w spódnicy”.
Okazuje się to tylko skutecznym manewrem ze strony wydawców, albowiem w
rzeczywistości jedynie co łączy autorkę „Olvido znaczy zapomnienie” a autora
„Cienia wiatru” to narodowość. Jeżeli miałabym już porównać tę autorkę do kogoś
innego, to byłby to Paulo Coelho – oboje równie dobrze potrafią pisać dosłownie
o niczym, gdzie morałem jest jakaś mądrość życiowa.
Za możliwość przeczytania powieści „Olvido znaczy zapomnienie" dziękuję Panu Aleksandrowi z Business&Culture oraz Wydawnictwu Muza.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Uprasza się o zachowanie kultury i nie obrażanie innych komentujących czy samej autorki. Krytyka mile widziana.
Jeżeli w jakikolwiek sposób komentarz będzie naruszał powyższe zasady zostanie usunięty.
Dziękuję za odwiedziny :).