© Rebis Tytuł: Na psa urok Autor: Kevin Hearne Wydawnictwo: Rebis Rok wydania: 2011 |
„Na psa urok” to powieść autorstwa Kevina Hearne, którą
pożyczyła mi koleżanka. Nie chcąc psuć sobie lektury, nie sprawdzałam, o czym
dokładnie jest ta książka. Wiedziałam jedynie, że moim koleżankom bardzo się
spodobała, bo wysoko ją oceniły. I tak w nieświadomości zabrałam się za
czytanie…
Po tytule wywnioskowałam, że to fantastyka i oczekiwałam
rozbudowanej powieści, w której dominować będzie głownie magia. Muszę to
przyznać – dużo się nie pomyliłam! Spodziewałam się raczej Hearne akcję osadzi
w stworzonym przez siebie świecie, ale bardzo pozytywnie autor mnie zaskoczył…
Akcja toczy się jednak w współczesnym świecie, w którym żyje
sobie ponad 2000-letni irlandzki druid Atticus O'Sullivan – mieszkający i
prowadzący własny biznes w postaci sklepu z ziołami i księgarnią o tematyce
magicznej. Żeby nie było zbyt różowo, Irlandczyk posiada odwiecznego wroga,
któremu ponoć „ukradł” miecz, więc za wszelką cenę stara się go unikać. Jednak
w końcu musi dojść do konfrontacji…
Widać od razu, że ta powieść jest napisana przez faceta, bo: po
pierwsze głównym bohaterem jest facet, po drugie ten facet jest cholernie mądry
i cwany, po trzecie ten facet zawsze sobie da radę, i po czwarte i
najważniejsze brak w tej powieści rozbudowanego wątku miłosnego, bo gdyby napisała
to kobieta miłość byłaby kluczowa. Po czym można byłoby wywnioskować, że „Na
psa urok” została stworzona przez mężczyznę? Głównie po tym, że jak występuje
jakaś romantyczna scena w powieści, to bohater wykorzysta sytuację w stu
procentach na małe bara-bara!
Przyznaję się bez bicia – powieść Amerykanina czytało się
bardzo przyjemnie, bo była zabawna, ale także autor miał ciekawy pomysł. Może
ten pomysł nie był zbyt oryginalny, ponieważ występował on już u innych
twórców… O jakiż to koncept chodzi? Świat wykreowany przez Hearne z pozoru
wydaje się normalny, nieodbiegający od normy, ale przecież żyje w nim
długowieczny ciągle młody druid, to może
żyje ktoś jeszcze? O tak! A po co ograniczać się do jednego samotnego druida
skoro jak szaleć to szaleć, to można dodać każde możliwe bóstwo, o jakim świat
słyszał – bogowie greccy, rzymscy, nordyccy, bóstwa słowiańskie czy Dalekiego
Wschodu, czy nawet gwiazdy wśród bogów – Bóg (chrześcijański), Jezus, Maria, no
co tylko chcecie! Autor nie poprzestał na bogach – wiedźmy, wilkołaki,
wampir(y), Śmierć, demony piekielne, czy nawet bardzo inteligentny wilczarz
irlandzki – Oberon, czy jeszcze komuś mało?
Podczas lektury dochodziłam do przeróżnych wniosków. Po
pierwsze: „Na psa urok” nie jest wybitnym arcydziełem – ot zwykłe czytadło lekkim
stylem napisane, nie wymagające myślenia. Po drugie: autor za bardzo się nie
wysilił, bo akcja i czas powieści toczy się w jednym miejscu - w Tempe w
Arizonie, w przeciągu kilku dni – czyli zwięźle bez zbędnego pitolenia. Po
trzecie: postacie pojawiające się w powieści nie są zbytnio skomplikowane. Po
czwarte: wszystko skupia się wokół głównego bohatera, który zarazem jest
narratorem powieści.
Powyższe wnioski świadczą, o tym że Hearne nie musiał tworzyć
arcydzieła, żeby przyciągnąć do siebie czytelników, wystarczyła bowiem niezbyt złożona
historia, plejada bóstw, wiedźm i innych nadnaturalnych stworzeń, narracja
pierwszoosobowa. Wszystko zaserwowane w lekki i nieskomplikowany sposób.
„Na psa urok” to dobra lektura, która umili nam czas, ale nic
poza tym, bo raczej ta powieść nie
wniesie niczego wartościowego do naszego życia (a może ja się mylę?). Podczas
czytania nie trzeba zbytnio się skupiać – wystarczy czytać i się relaksować!
Podsumowując, powieść Kevina Hearne to całkiem dobra książka z
gatunku fantastyki, która zasługuje na miano czasoumilacza. Dlatego z czystym
sumieniem polecam tę pozycję dla wszystkich lubiących fantastykę, jeżeli chcą
odpocząć od poważnych powieści.
Ja ją właśnie za tą różnorodność uwielbiam i oczywiście za genialne poczucie humoru :P
OdpowiedzUsuńPoczucie humoru u Oberona zwłaszcza ;). On po prostu jest przegenialny!
Usuń