sobota, 9 lutego 2013

"Sęp" reż. E. Korin


Źródło
Tytuł: Sęp 
 Rok produkcji: 2012
 Reżyseria: Eugeniusz Korin
 Scenariusz: Eugeniusz Korin


Jest już luty. Mam wolne po sesji i byłam z M. w kinie. W tym miesiącu zdecydowałam się na „Sępa” w reżyserii Eugeniusza Korina. Co mnie zachęciło? Po pierwsze zwiastun, który przykuwał uwagę. A po drugie Michał Żebrowski, którego pamiętam najbardziej z ekranizacji „Ogniem i mieczem”.

Lubię oglądać filmy na dużym ekranie, ale strasznie nienawidzę siedzenia w tych niewygodnych fotelach i jeszcze w kinie do którego najczęściej chodzę jest mało miejsca na nogi… Ale dałam radę i wytrzymałam podczas ponad dwugodzinnego seansu.

Jak wspominałam wczoraj wieczorem na Twitterze – dla mnie „Sęp” się podobał, M. - nie za bardzo.

Od sześciu lat znikają więźniowie – mordercy, gwałciciele, psychopaci, etc. Polscy policjanci są bezradni. Nie potrafią ich odnaleźć. Kiedy po raz kolejny znika groźny więzień do akcji wkracza Wolin, przez wszystkich nazywany „Sępem”, w którego wcielił się Żebrowski, a  wraz z nim w śledztwie uczestniczy Olbrychski grający rolę Bożka. Czy Sęp i Bożek rozwiążą sprawę? A może ci „drudzy” ich przechytrzą?

Film trzyma w napięciu, chcemy dowiedzieć się więcej i staramy się odpowiedzieć na pytania: „Kto? Jak? Dlaczego?”. Staramy się wraz z Żebrowskim rozwiązać sprawę. Jednak nie zauważymy, kiedy sprawy przybierają inny obrót i nagle ci „drudzy-źli” stają się dobrzy. Dobrzy -  ale na swój sposób.

Granica pomiędzy dobrem a moralnością jest bardzo cienka. Z jednej strony mamy chorych i potrzebujących, a z drugiej najgorszych przestępców, którzy zrobili dla świata więcej złego niż dobrego.

„Życie=życie”

Czy takie równanie jest moralne? Czy zabierając coś złym osobom i oddając potrzebującym jest sprawiedliwe? Czy stajemy się przez to cholernymi Janosikami, Robin Hoodami? A może sami już jesteśmy tymi „złymi”?

Te pytania pozostawiam Wam. Sami musicie sobie na nie odpowiedzieć.

A teraz przejdę do mniej przyjemnej części. „Sęp” to dobry film, ale niczego nie urywa. Jest mało realny, ale czego mam się przecież spodziewać po filmie? Przecież to żaden dokument czy film historyczny! Jednak ciężko było przełknąć fakt, że „takie cuda” miały miejsce w Polsce. Takie produkcje raczej kojarzą mi się z Zachodem. Zwłaszcza z USA, gdzie na przykład zawsze musi jebnąć jakiś meteoryt czy być jakaś klęska żywiołowa. Porywanie więźniów, pościgi? Serio? W Polsce? Naprawdę ciężko to było przełknąć…

Żebrowski, Olbrychski, Przybylska, Małaszyński, Baka, Grabowski, Fronczewski – wymienieni na plakacie, który możecie podziwiać powyżej, nie zachwycili. Byli, bo byli. Zagrali, bo zagrali. Miewali przebłyski i dawało się to oglądać, ale ich gra według mnie była drętwa (ja nie znam się, żaden ze mnie znawca czy coś), zwłaszcza Przybylskiej. Już lepiej wypadły postacie drugoplanowe, a chodzi mi o aktorów grających więźniów. Nikt nie powie, że Jacek Beler (filmowy Lemon) czy Cezary Studniak (Dusiciel) źle zagrali psychopatów! Dlaczego drugoplanowi aktorzy byli 10 razy lepsi niż ci główni?! Może pora postawić na nowych, nieznanych aktorów, którzy sprawdzają się lepiej niż stare wygi?

Reasumując, film nie urywa. Jest dobry, bo ma ciekawy scenariusz, ale reszta pozostawia zły posmak i niedosyt. Można obejrzeć, ale nie należy spodziewać się rewelacyjnego filmu, o którym będziemy długo pamiętać. Ja byłam i widziałam. A czy Ty chcesz to zobaczyć? Twoja decyzja na co wydasz pieniądzorki.

Ps. Żebrowski mówił normalnie, bo w „Na dobre i na złe” wkurwia mnie tą swoją dziwną manierą!



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Uprasza się o zachowanie kultury i nie obrażanie innych komentujących czy samej autorki. Krytyka mile widziana.
Jeżeli w jakikolwiek sposób komentarz będzie naruszał powyższe zasady zostanie usunięty.
Dziękuję za odwiedziny :).