środa, 13 lutego 2013

"Wampir"

Długo zastanawiałam się na publikacją opowiadania. I publikuję, bo zależy mi na poznaniu szerszej opinii. Nie tylko tych czterech osób, które to czytały... I dziękuję im w miejscu publicznym za każde słowa. Może i Wy po pewnym czasie, znajdziecie coś do poprawki.
I blog przestaje od tego momentu być o „niby” recenzjach, ale staje się takim moim magazynem twórczości.

***

Ludzie…  Nędzne istoty. Są nic niewarte. Drobne, kruche , delikatne. Nie są wstanie same się bronić przed złem. Bólem. Cierpieniem. Nie są wstanie odeprzeć w pojedynkę ataku silnego i groźnego zwierzęcia, pragnącego tylko  zabić. Rozszarpać na kawałki. Pobawić się nimi jak drogimi, acz niezbyt pięknymi laleczkami… Powyrywać włosy, a może wydłubać oczy? Przysporzyć jak najwięcej bólu. Niech cierpią jak najdłużej! Niech krzyczą 
z przerażenia. Niech starają się uciec… Są i tak zbyt wolni. Z pragnieniem się nie wygra. Ono zawsze będzie silniejsze!



Tak, uciekaj zwierzyno! Pędź, ratuj swoje marne życie… Myślisz, że zdołasz mi uciec? Mi?! Istocie o nadprzyrodzonych zdolnościach? No powiedz! Czy jesteś wstanie biegać tak szybko jak ja? Widzieć dobrze w ciemnościach? A może zabijać z zimną krwią?!
Och! Przepraszam, popełniłem gafę… Ja nie mam krwi. Jestem zimny i nieczuły, 
bo przecież nie mam serca. I dawno temu zaprzedałem duszę diabłu… Więc uciekaj, ile tylko możesz. Lubisz tą zabawę w kotka i myszkę? Ale w końcu kot dopada swoją ofiarę i ją pożera, czyż nie?
Ja będę o wiele kulturalniejszy. Podziękuję ci za to, że dałaś się w końcu załapać i oddasz to, czego tylko zapragnę. Uwielbiam jak krzyczysz! Ty moja przerażona ofiaro! To mnie podnieca! Jesteś taka bezsilna w tej chwili… Chcesz wołać o pomoc? Myślisz, że ktoś usłyszy ciebie w tej głuszy? Mylisz się… Jesteś zbyt daleko od jakiejkolwiek sytuacji.
Proszę, nie pytaj czym bądź kim jestem. Mówisz, że to co chce ci zrobić jest nieludzkie? Ale ja przecież nie jestem człowiekiem! Kiedyś nim byłem, ale miałem szczęście i zostałem czymś…  ponad. Istotną nieśmiertelną… Wy chyba mówicie na to WAMPIR, co nie?
Nie bój się. To zaboli tylko raz… To tak jak przy pierwszym stosunku. Wyobraź sobie, że jestem twoim partnerem i chcę sprawić ci rozkosz. Wtedy będziesz mniej się bała, moja ofiaro. Pozwól, że zatopię swoje kły w twojej delikatnej i ciepłej skórze… Przyrzekam, że nie pozwolę, aby choć jedna kropla krwi się uroniła!
Ach!  Czysta, ciepła, pulsująca w żyłach KREW… Życiodajny eliksir.

***
Nie pamiętam Słońca… Tysiące lat minęło, kiedy mogłem chodzić za dnia. Nie pamiętam nic ze swojej młodości. Tylko jakieś strzępki wspomnień... Czasami mam wrażenie, że od zawsze jestem taki, bo nie potrafię przypomnieć sobie ludzkich uczuć.
Bicie serca… Słyszę je u swoich ofiar. Zawsze przyspiesza do granic możliwości, kiedy tylko zrozumieją, co ich czeka. Moje serce nie bije od dawna. Nie potrafię przypomnieć jak to jest. Wydaje mi się po prostu, że nigdy go nie miałem… Nie oddycham, moje narządy nie pracują… Ja nie żyję, tylko egzystuję. Jestem nędznym pasożytem! Żeruję na ludziach.
Czy zabijanie można w ogóle nazwać żerowaniem?
Właściwie nie muszę zabijać ludzi, żeby pozyskać krew. Wystarczy ich omamić, wmówić im jakąś bajeczkę i sami są na tyle usłużni, że nadstawiają szyję… Ludzie są tacy głupiutcy! Zachowują się jak małe dzieci.
Ale po co ich zostawiać przy życiu? Przyjemniejsze jest rozszarpanie ich na kawałeczki…

***
            - Aśka! Ścisz tą muzykę! Słyszysz?
            - Co?
            - Ścisz tą muzykę. Wychodzę do pracy. Mam dzisiaj nockę. Tata z delegacji wróci dopiero rano. Możesz zostać sama? – pyta troskliwie matka.
            - Mamo, ja już nie mam pięciu latek, a szesnaście! Może zadzwonisz i zamówisz mi niańkę? – oznajmia nastolatka z wyrzutem.
            - Tylko zapytałam! Chodź, zamkniesz drzwi za mną i…
            - Tak, tak! Nie otwieraj obcym! Znam to na pamięć już…
            Szykuję się uczta dzisiaj!
            Stoję spokojnie w cieniu drzew. Księżyc w pełni wesoło się do mnie uśmiecha. Och! Tak dawno nie miałem nic tak młodego w ustach!
            Cierpliwie czekam, aż matka tej nastolatki odjedzie samochodem. Wytężam słuch, żeby sprawdzić, czy jest dostatecznie daleko.
            Nie! Ziemowit spokojnie! – karcę siebie w myślach. Matka mogła, czegoś zapomnieć i może wrócić się do domu. Poczekaj godzinę.
            Tylko godzinę! Dłużej nie wytrzymam!
            Godzinę. Godzinę… G o d z i n ę…
            Jestem cholernie głodny.
            Godzinę. Daję jej godzinę życia. Niech się nacieszy nią choć trochę.
            Ci ludzie w dzisiejszych czasach są naprawdę głupi. Kto to widział budować dom w lesie?! Przecież tam żyją niebezpieczne zwierzęta!
            I ja…
           
***
            Obchodzę dom. Szukam jakiegoś wejścia. Dzisiaj naprawdę szczęście się do mnie uśmiecha, kiedy zauważam, że na tarasie uchylone są drzwi. Gdyby moje serce biło, na pewno zaczęło by bić szybciej. Sprawdzam jeszcze czy dziewczyna jest w swoim pokoju na piętrze i wchodzę.
            Zatrzymuję się i zaciągam się powietrzem. Ten zapach mnie odrzuca. Czy ci ludzie muszą w dzisiejszych czasach używać odświeżaczy powietrza?! Zastanawiam się zdenerwowany. Mój nos wariuje. Ech! Na węch nie mam, co liczyć w tym domu…
            Nasłuchuję, czy moja ofiara nie usłyszała mnie przypadkiem… Słucha dalej jakiejś nieznośnej muzyki. W dzisiejszych czasach to tylko jakaś sieczka! Już bardziej wolałem Chopina czy Mozarta… A teraz to tylko jakieś ums, ums, siala la, bum, bum.
Ale nie po to tu przyszedłem przecież! – karcę siebie i wchodzę po schodach na górę. Widzę drzwi, za którymi znajduje się mój posiłek.
Pewnie jak otworzę drzwi to zobaczę to co zwykle: biurko, krzesło, to dziwne ustrojstwo i fejsbóka czy co tam to jest… Zazwyczaj moje ofiary siedzą przy tym komputronie i walą po takiej płaskiej desce. Ciężko jest za nimi nadążyć. Wiecznie coś nowego! Czemu nie może być tak jak kiedyś? Ach! Średniowiecze było piękne. Później było już tylko coraz gorzej…
Chwytam za klamkę i kiedy popycham ostrożnie, i powoli drzwi…  I jak nie dostanę czymś po oczach! O kurwa! Piecze, boli! Nic nie widzę!
- Coś ty mi zrobiła?! – krzyczę.
- Coś Ty za jeden?! – słyszę w odpowiedzi.
- Wujek Ziomek! – warczę.
- Nie znam! Z jakiej strony… Mów szybko.
- Ojca brata żony brat cioteczny! – odpowiadam i miotam się po pokoju.
Czy ta dziewczyna jest nienormalna? Czym mi ona zajebała?
- Ojciec nie ma brata!
- No to matki! Co za różnica?! – pytam.
- Stój! Mam bejsbol! I nie zawaham się go użyć!
Otwieram jedno oko i widzę, słabo, ale widzę, nastolatkę średniego wzrostu ubraną w różową piżamę, trzymającą oburącz bejsbol. No ja pierdolę! Wojowniczka mi się jakaś trafiła! A już tak kurwa miało być pięknie.
- Spokojnie, spokojnie… - staram się załagodzić sytuację. – Rodziców nie ma w domu?
Patrzy na mnie nie ufnie. Myśli. Słyszę, jak jej serce łomoce w tej młodej piersi. Och! Ależ jestem głodny…
- Jest ciotka Krystyna? – strzelam. Nie wiem, jak się nazywają.
- Moja mama ma na imię Barbara… - czyli jednak nie trafiłem.
- O kurwa! To nie jest Leśna 14?  - dobrze, że sprawdziłem jak ta ulica się nazywa.
- Yy… Nie… - odpowiada z wahaniem. – To jest 17. Czternaście jest sporo, sporo wcześniej…
- No nie gadaj! – udaję. Przez tyle stuleci można opanować grę aktorską perfekcyjnie… - Chyba ciebie wystraszyłem, co?
Młoda patrzy na mnie i ocenia czy mówię prawdę. Chyba nie za bardzo mi wierzy.
- Dzwoniłem do drzwi, ale chyba dzwonek nie działa – zmyślam pospiesznie. – Pukałem, ale chyba niedostatecznie głośno, bo słuchasz muzyki. A tak przy okazji… Fajny kawałek – widzę kątem oka, że jej palce bardziej zacisnęły się na kijku. – Yy… No to obszedłem dom dookoła i zauważyłem otwarte drzwi na tarasie z tyłu…
- O kurcze! Zapomniałam je zamknąć… - wyrywa się dziewczynie.
Mięknie. Widzę, że zaczyna się zastanawiać.
- Słuchaj! – proponuję nagle – Odwrócę się i będę schodził powoli, żebyś mnie widziała i wyjdę tak ja wszedłem, a ty zamkniesz tym razem te drzwi. Okej? Tylko mogłabyś mi wcześniej wytłumaczyć, jak mam dojść do tej czternastki?
Dziewczyna dalej mocno trzyma kij.
- Skąd mam ci wierzyć? Nie wiem, czy pod czternastką mieszka jakaś Krystyna… - oświadcza.
- Oni tu się nie dawno sprowadzili – tłumaczę. – Miałem ich odwiedzić i pomóc im w malowaniu. Ja tam do końca, nie wiem, jak jesteśmy spokrewnieni. Czy od strony wujka, czy ciotki.
Od kilku dni szukam tutaj w tym regionie okazji do pożywienia. Widziałem wczorajszej nocy, że do jednego domu wprowadzali się jacyś nowi mieszkańcy. I ona też o tym dobrze wie…
- Faktycznie. Jakoś parę dni wcześniej widziałam, że ktoś tam zamieszkał… - mimo swoich słów nie opuszcza kija. Za to nieznacznie popuszcza palce na bejsbolu.
- No to jak? Możemy tak zrobić, jak proponowałem?
Jeszcze tylko trochę…
- Ręce będę miał na widoku – dodaję i podnoszę je wysoko nad głowę.
- Dobrze – słyszę po paru sekundach.
Powoli odwracam się i stawiam pierwszy krok w kierunku drzwi. Oj mała – myślę. Zaraz rozpocznie się uczta… Słyszę, że rusza za mną niepewnie. Drugi krok, trzeci, czwarty… Idzie już śmielej za mną… Korytarz oświetla księżyc, przyspieszam nieznacznie, ona tak samo. Gwałtownie i szybko odwracam się. Chwytam ją za ręce.
W jej oczach widzę przerażenie, sam za to uśmiecham się lubieżnie.
- Jakaś ty głupia… Przez wieki nic się w tym przypadku nie zmienia – śmieję się.
- Puść mnie, bo zacznę wrzeszczeć! – krzyczy dziewczyna, szamocząc się ze mną.
- Krzycz… Myślisz, że to coś da? Że ktoś ciebie usłyszy?! – śmieję się dalej.
Zachowanie kobiet zawsze mnie rozśmiesza. Ich absurdalne pomysły czasami doprowadzają mnie do łez.
- Czego ty ode mnie chcesz? – pyta ze strachem w głosie. Z jej oczu zaczynają spływać łzy.
- Znasz bajkę o Czerwonym Kapturku? – pytam. Potakuje głową. – Ty jesteś Kapturkiem a ja złym wilkiem.
Jej oczy robią się coraz większe.
- Tak! Zjem ciebie – moja ofiara zaczyna krzyczeć. – Ale nie bój się. Będę się tobą delektować – dodaję.
Och. Pożywienie z wrażenia nie dość, że zsikało mi się na buty to jeszcze zemdlało.

***
            - O! Jedzonko się moje obudziło? – wołam troskliwie.
            Nastolatkę przywiązałem do krzesła w jadalni i kręciłem się po kuchni. Jakby tu podręczyć małą? – pytam siebie.
            - Na pomoc! Ratunku! – dziewczyna przystąpiła do nowej taktyki.
            - Patrz, bo książę na białym rumaku przybędzie i ciebie uratuje – drwię.
            - Ty jesteś popierdolony! Wypuść mnie kurwa! Rozumiesz?! Jak to zrobisz, nic komom nie powiem. Zapomnę o tym!
            - Myślisz, że to mnie powstrzyma?! – wyję ze śmiechu.
            Nastolatka patrzy na mnie uważnie. Obserwuje każdy mój ruch. Podchodzę do zlewu, odwracam się w jej kierunku podnosząc ręce tak, aby je widziała.
            - Widzisz? Będę kulturalny i umyję ręce przed posiłkiem… - znowu się śmieję.
            Słyszę, że jej serce znowu zaczęło bardzo szybko bić.
            - Czemu? – pyta.
            - Co czemu?
            - Czemu chcesz mnie zabić?
            - No bo jestem głodny! Ciężko to tak zrozumieć?! – mówię z irytacją.
- Ale ja mam dopiero szesnaście lat. Jestem zbyt młoda, żeby umierać! Ja… ja jeszcze nigdy nie kochałam…
            - Och! Jakie to smutne! Ale wiesz, ja też widziałem „Chirurgów”!
            A co! Wampir też może oglądać telewizję! Też mam jakieś hobby… Nie wolno?
            - Jesteś psychopatą! – krzyczy.
            - Schlebiasz mi… Zaraz się zarumienię – drwię.
            Wycieram ręce o papierowy ręcznik i wyrzucam go do śmieci. Podwijam rękawy bluzy i pochodzę do dziewczyny. Jej serce jak by mogło to by już dawno wyskoczyło.
            - Wolisz, żebym używał noża i widelca? A może w sposób barbarzyński – bez? – szeptam dla lepszego efektu.
            Dziewczyna zaczyna się wiercić na krześle i wrzeszczeć.
            - Jeszcze ci się to nie znudziło? I tak nikt w tym lesie ciebie nie usłyszy…
            Przestaje. Dotykam opuszkami palców jej szyi. Jak przyjemnie ciepła jest jej skóra. I… Och! Wyczuwam puls! Odsuwa się ode mnie na tyle, ile pozwalają jej więzy. Moje kły wysuwają się mimowolnie. Już nie kontroluję tego…
            - Stop! Stop! – czy T O jedzenie musi mnie tak denerwować?
            - Cego? – seplenię. To chyba jedyna wada bycia wampirem, bo kiedy wysuwają się kły zaczynam seplenić.
            - Jesteś… wam… wampirem? – pyta zdziwiona.
            - A cosz myslała?! – zmuszam kły, żeby się schowały. – Normalnie Amerykę odkryłaś.
            - Ale… ale…
            - No?! – pospieszam, bo kiszki już mi marsza grają.
            - Ale wampir nie musi zabijać swojej ofiary – mówi pospiesznie i z nadzieją.
            Nie dość, że wojowniczka sikająca w majtki ze strachu, to jeszcze znawczyni wampirów się znalazła…
            - To może… Może wypijesz trochę mojej krwi i zostawisz mnie w spokoju? – proponuje.
            - A po co? – pytam zrezygnowany – Przecież mogę wypić całą. Osuszyć ciebie doszczętnie.
            - Och! – wyrywa się jej. – Wampiry nie muszą być złe… - dodaje szeptem.
            - Chyba za dużo „Zmierzchu” się naczytałaś – mówię. – Nie jestem ciepłą kluchą jak Edłord. A ty nie jesteś Bellą.
            Moje jedzenie zaczyna szlochać.
            - Obiecuję na swoje kły, że będę delikatny!
***
            Higiena jamy ustnej to podstawa – myślę.  Przecież muszę uważać na próchnicę. Odkładam szczoteczkę do zębów i wychodzę z łazienki.
            - Ale się najadłem! – oznajmiam do resztek jedzenia, kiedy przechodzę obok nich – Dzięki… Było miło – dodaję na odchodnym. 


Data powstania: 15 październik 2012

2 komentarze :

  1. O kilku wampirach czytałam i słyszałam. Ale żeby to był polski wampir.... to z czymś takim się nie spotkałam. Opowiadanie bardzo ciekawe i szkoda, że takie krótkie. Czytając uśmiałam się z dialogów. POPROSZĘ O WIĘCEJ TWOICH OPOWIADAŃ!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :). Krótkie, bo forma krótka i Ziomek musi być dawkowany w małych porcjach ;). A co do opowiadań to zapraszam 6 grudnia! :)

      Usuń

Uprasza się o zachowanie kultury i nie obrażanie innych komentujących czy samej autorki. Krytyka mile widziana.
Jeżeli w jakikolwiek sposób komentarz będzie naruszał powyższe zasady zostanie usunięty.
Dziękuję za odwiedziny :).