Źródło. Tytuł: Dotyk Crossa Tytuł oryginalny: Bared to You Autor: Sylvia Day Wydawnictwo: Wielka Litera |
Główna bohaterka Eva wraz ze swoim
przyjacielem biseksualistą – Carym przeprowadza się po studiach do Nowego Jorku.
Poznaje ona w dość „nie”typowych okolicznościach Gideona Crossa. I jak to
zwykle w takich powieściach bywa, ich uczucie napędzane wielką „chcicą” na
ostry i perwersyjny seks, przeistacza się w burzliwy i namiętny związek.
Po prostu nie wiem jak delikatnie napisać, że ta książka to
gniot. Gniot! Porażka! Jak na początku widziałam sens w czytaniu, bo książka
zapowiadała się na dość dobrą (biorąc pod uwagę gatunek), to później czytałam
tylko z przymusu i chęci jak najszybszego jej dokończenia. Strona po stronie,
sukcesywnie do końca, żeby zabrać się za coś innego.
Co mi się nie podobało w „Dotyku Crossa”? Wszystko!
Trochę mnie to irytuje, że w tego typu lekturach autorzy nie
pokuszą się o narrację trzecioosobową, która daje szersze pole do popisu. Mimo
to narrację pierwszoosobową daje się przeżyć. Jednak ubogie słownictwo bardzo
razi, zwłaszcza w opisach seksu. Bo ile razy można użyć słowa „cipka”?!
Zapewniam, nie zapominam, że to erotyk! Jednak przydałoby się jakieś
urozmaicenie…
Najgorsze ze wszystkiego i tak było spierdolenie ciekawego
pomysłu na powieść! Mieć szansę na stworzenie, czegoś oryginalnego i pójść na
łatwiznę oznacza jedynie: chęć zdobycia pieniędzy.
– Sypiasz z kimś? […]
– A dlaczego to pana interesuje? […]
– Ponieważ mam ochotę cię przelecieć, Evo. Chcę wiedzieć o wszystkim, co może stanąć mi na drodze. […].
Po tym fragmencie spodziewałam się pasjonującej historii,
mrożącej krew w żyłach. Oczekiwałam opisów stosunku płciowego głównych
bohaterów, które wywoływałby wypieki na twarzy! A co dostałam? Drugą wersję „50
twarzy Greya”… Wystarczyłoby zmienić nazwiska postaci. Jedynie „tło” się
różniło. I jeszcze Eva w przeciwieństwie do Any nie była dziewicą…
Od przytoczonego przeze mnie cytatu książka zaczęła wyglądać
w następujący sposób: rozterki głównej bohaterki, kłótnia z Gideonem, „dziki”
seks, wszystko okej, ponownie rozterki głównej bohaterki, kłótnia z Gideonem,
„dziki” seks, wszystko okej, kolejne rozterki głównej bohaterki, kłótnia z
Gideonem, „dziki” seks, wszystko okej, itd. Musiałam włączyć „skanowanie”, choć
powinnam rzucić czytanie w cholerę. Wmawiałam sobie, że może potem będzie
lepiej i autorka w jakiś sposób mnie zaskoczy. Jak możecie wywnioskować, nic
takiego nie miało miejsca…
No serio?! Czy Amerykanki są aż tak niewyżyte, że zaczęły
pisać książki? Nie mogły oglądać pornoli? Musiały zabrać się za pisanie, a
raczej kopiowanie pomysłów innych?
Ja na jakiś czas mówię erotykom stanowcze nie!
„Dotyku Crossa” nie polecam nikomu. Książka miała spełnić
rolę czasoumilacza, odskoczni, a okazała się gniotem nastawionym na zarobek.
Jeżeli jesteś czytelniku ciekawy tej książki, lepiej poszukaj jej w bibliotece,
nie w księgarni. Oszczędzisz kilkanaście złotych.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Uprasza się o zachowanie kultury i nie obrażanie innych komentujących czy samej autorki. Krytyka mile widziana.
Jeżeli w jakikolwiek sposób komentarz będzie naruszał powyższe zasady zostanie usunięty.
Dziękuję za odwiedziny :).