piątek, 12 września 2014

Will Ferguson "419. Wielki przekręt"

© Muza
Tytuł: 419. Wielki przekręt
 Autor: Will Ferguson
 Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2014
W końcu! W końcu! Po wielu godzinach cierpień i katuszy skończyłam czytać książkę „419. Wielki przekręt”. Tak rozciągnęło mi się to w czasie, że zmordowanie tej pozycji trwało ponad miesiąc, o ile nie dłużej…

Lektura autorstwa Willa Fergusona to zaprawdę okropna lektura! Nie chodzi mi tutaj o jej treść, pomysł, styl i tak dalej, bo pod tym względem nie było źle, ale nie zmienia to faktu, że 
„419. Wielki przekręt” było najzwyklej w świecie nudne – a jeżeli mam być szczera to bardzo nudne. I zapewniam, że nie piszę tego z czystej złośliwości, ale dzieło Fergusona nie potrafiło wywrzeć na mnie nic innego oprócz znużenia.


Po zapoznaniu się z ofertą wydawnictwa, stwierdziłam, że ta książka może być cholernie ciekawa, bo dotyczy Internetu, a właściwie internetowego spamu, który każdy z nas otrzymuje codziennie – czy tego chce, czy nie chce, a raczej nie chce. Will Ferguson zainspirował się rzeczywistymi przypadkami wirtualnych oszustw – dokładnie nigeryjskim szwindlem, i przedstawił je w swojej powieści, kreując naprawdę ciekawie zapowiadającą się historię. Wyszło jak wyszło – przede wszystkim nijako.


Opis książki, możesz go pominąć.

Oszust Winston, który mieszka w Nigerii, podszywa się pod szanowanego mecenasa. W imieniu pewnej osieroconej nigeryjskiej dziedziczki fortuny pisze e-mail z prośbą o pomoc w przekazaniu milionowego spadku. Wiadomość trafia do skrzynki Henry'ego Curtisa, emerytowanego nauczyciela, dorabiającego jako stróż nocny. Tak zaczyna się dramatyczna historia internetowej korespondencji i skomplikowanych międzynarodowych interesów. Ukrywane przed rodziną bankructwo Henry'ego i jego tragiczna śmierć są tylko początkiem historii, która przenosi czytelnika do współczesnej Afryki. Córka Henry'ego dla zemsty jest w stanie zrobić wszystko. Wyrusza do Nigerii i tam zostaje wciągnięta w niebezpieczną sieć mafijnych rozgrywek. Czy pozostawiona samotnie na Czarnym Kontynencie znajdzie choć jednego przyjaciela, który będzie mógł jej pomóc?

 
                                                                                                                                                                                             Materiał od wydawnictwa MUZA.


„419. Wielki przekręt” mimo mocnych fundamentów – interesującego pomysłu, wypada bardzo słabo, bo historia nie wciąga czytelnika od samego początku, potem niestety też nie. Ferguson chyba ma taki styl pisania, że jednych zachwyci a drugich zniechęci. Postacie wykreowane przez autora są bezbarwne, nijakie i już po paru dniach po przeczytaniu zapomniałam wszystkie imiona z tej powieści – i albo świadczy to o tym że jestem totalną ignorantką, albo to wina kiepskiej książki.
Akcja powieści toczy się dwutorowo – raz akcja skupia się wokół Laury i śmierci jej ojca, a raz akcja rozgrywa się w Nigerii, gdzie autor przedstawia nam tamtejsze społeczeństwo – styl życia Nigeryjczyków i prawa rządzące tym krajem (te legalne i mniej legalne…). Ferguson, przynajmniej w moim odczuciu, stworzył powieść w powieści. Jego głównym celem było opisanie tytułowego „Wielkiego przekrętu”, ale ta część powieści była przez autora zaniedbana i traktowana po macoszemu. Pisarz wprowadził do książki wątek poboczny, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak „zapchajdziura”, tak jakby Kanadyjczykowi brakowało pomysłów na prowadzenie głównego toru powieści. Wątkiem pobocznym, który mam na myśli, jest historia Nnamdiego – chłopca z małej wioski w Nigerii.

Dlaczego to według mnie było to „zapchajdziurą”? Głównie przez to, że wątek ten zostaje połączony z główną historią powieści na samym końcu utworu i równie dobrze mogłoby go nie być lub być okrojony do góra dwóch rozdziałów, a nie do połowy książki. Fergusonowi przez przypadek udało się stworzyć według mnie znacznie lepszą historię o chłopcu, który musiał dorastać w trudnych warunkach, w biednym, skorumpowanym kraju, gdzie wszystko kręciło się wokół ropy, o zmaganiach Nnamdiego po śmierci ojca, potem o jego pracy i w końcu o miłości. Znacznie lepiej się mi to czytało niż o córeczce tatusia, która szukała zemsty.

W ogólnym rozrachunku „419. Wielki przekręt” nie było złe, bo ani nie byłam zachwycona tą powieścią, ani nie byłam nią na tyle rozczarowana, żeby jej nienawidzić. Książka Kanadyjczyka nie wzbudziła we mnie ani pozytywnych, ani negatywnych emocji, bowiem miała swoje dobre i złe strony. Jestem raczej nastawiona do tej pozycji neutralnie. Jedno wiem w stu procentach – nigdy nie wrócę do tej historii, bo za bardzo wynudziłam się przy tej historii.

W głowie pozostanie mi jedynie tyle, że powieść Fergusona dotyczyła internetowych przekrętów i Nigerii. Dlatego polecam tę lekturę wyłącznie osobom interesującym się tym państwem, społeczeństwem, bo akurat o tym w tej książce było dużo i naprawdę na temat. „419. Wielki przekręt” jednak odradzam czytelnikom, którzy poszukują porywającej, ekscytującej i zapierającej dech w piersiach historii – tej tu niestety nie dostaniecie. Miejcie to na uwadze.


Chociaż… Niech przeczyta to każdy, bo jestem ciekawa opinii innych ludzi. Może to tylko ja jestem tak wybredną czytelniczką?


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Uprasza się o zachowanie kultury i nie obrażanie innych komentujących czy samej autorki. Krytyka mile widziana.
Jeżeli w jakikolwiek sposób komentarz będzie naruszał powyższe zasady zostanie usunięty.
Dziękuję za odwiedziny :).