niedziela, 15 listopada 2015

Co autor miał na myśli?

 
© foto Wordpolsku.blogspot.com


Czasami przypominają mi się chwilę, gdy na lekcjach języka polskiego padało pytanie: „Co autor miał na myśli?”. A mnie to strasznie denerwowało…

Gdy coś się tworzy, to zazwyczaj wyrzuca się z siebie jakieś emocje, przekazuje część siebie w swoje dzieło. Ale przecież nie należy utożsamiać bohatera czy podmiotu lirycznego z autorem! Dlaczego? Bo nie!

To też mnie denerwuje.

Skończyłam już dawno liceum. Przyznaję, lubiłam lekcje języka polskiego, bo jestem humanistką, bardziej wolę słowo pisane niż liczby. Jednak życie potoczyło się tak, że zamiast pójść na wymarzoną filologię polską, trafiłam na ekonomię. Męczyłam się strasznie na swoich studiach, bo zamiast studiować literaturę musiałam użerać się z analizowaniem rynków…

I czuję, gdzieś tam w sobie, że mogłam nie słuchać wszystkich dookoła i jednak pójść za głosem serca, i robić to co mnie fascynuje. Robić to, co zawsze chciałam… Od małego zawsze wyobrażałam siebie jako nauczycielkę. Często przedmioty się zmieniały – w zależności, co w danym okresie czasu mnie bardziej fascynowało – matematyka, fizyka, polski…

Lubię książki. Lubię o nich opowiadać, słuchać o nich, czytać je. Lubię, gdy ludzie chcą ze mną o nich rozmawiać. Lubię też rozmawiać o serialach czy filmach, które widziałam… Lubię też dzielić się ze znajomymi piosenkami, które w danym momencie mnie zauroczą.

Jednak studiowanie filologii polskiej nie polega na dzieleniu się tym, co się lubi. To mordercze lata ślęczenia nad książkami, które niekoniecznie muszą mi się spodobać. To także gramatyka, poznawanie języka polskiego i jego zawiłości…

Dlatego te studia zabiły by mnie od środka, wypaliłby moją miłość do książek, zabiłby moją pasję… Z jednej strony cieszę się, że nie wybrałam tego kierunku, a z drugiej tak cholernie żałuję. Bo naprawdę chciałabym być nauczycielem, który przekazywałby swoje pasje i zamiłowanie do książek.

Czasu się nie cofnie. Teraz za późno na zmianę czegokolwiek.

Mam dwadzieścia dwa lata i nie wiem, co chcę robić w swoim życiu. Nie wiem. Cały czas czekam na jakiś znak, który wskaże mi po co żyję. Żyję, bo żyję… Udaję, że ma to jakiś sens. Gdybym była mądrzejsza o to, co teraz wiem, to w przeszłości inaczej bym ułożyła swoje życie.

I co takiego miał na myśli autor?
Ja obstawiałabym na znudzenie aktualnym życiem. Podmiot liryczny… Tfu! Bohater opowiadania… Nie! Autorka? Chyba tak… Autorka miała na myśli, że życie jest beznadziejne, bo po prostu jest beznadziejne, gdy nie wie się, co chce się w nim osiągnąć. Czasami trzeba pogodzić się ze swoimi decyzjami z przeszłości i nie popełniać ich po raz kolejny. Życie nie polega na tym, że pstryknie się palcami i wszystko będzie tak, jak ułożyło się w głowie. Może autorka jest zbyt ambitna i chce wszystko osiągnąć tu i teraz, zaraz. Może autorka oczekuje poklasku od publiczności. Może autorka chce być kimś, kto ją zapamięta. Może autorka…

Co takiego autor miał na myśli?

Na to pytanie świetnie odpowiedzą filolodzy, którzy nauczyli się analizować takie różne dyrdymały powstałe pod wpływem impulsu, chwili zapomnienia, momentu gdy palce same wstukują kolejne słowa…

Co takiego autor miał na myśli?
Niech ktoś mi odpowie szczerze… Choćby miało mnie to zaboleć.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Uprasza się o zachowanie kultury i nie obrażanie innych komentujących czy samej autorki. Krytyka mile widziana.
Jeżeli w jakikolwiek sposób komentarz będzie naruszał powyższe zasady zostanie usunięty.
Dziękuję za odwiedziny :).